Od wiosny wielu ekspertów prognozowało, że jesienią nadejdzie kolejna – najpewniej groźniejsza – fala pandemii koronawirusa. Doświadczenia ostatnich miesięcy pokazują, że pandemia jest zagrożeniem nie tylko dla zdrowia i życia wielu osób – jej skutki w bezpośredni sposób dotykają gospodarki, a co za tym idzie wielu przedsiębiorców. Oczywiście można także wskazać branże, które od czasu wybuchu pandemii nowego wirusa notują – niekiedy nawet niespotykany – rozwój, jednak wydaje się, że w ogólnym rozrachunku są one w mniejszości. Zdecydowanie częściej mamy do czynienia z poważnymi trudnościami, o czym doskonale wiedzą prowadzący działalność w galeriach handlowych, czy – szczególnie – w sektorze gastronomii i turystyki. Tymczasem nie dość, że perspektywy nowych form rządowego wsparcia dla biznesu są raczej mgliste, to jeszcze pojawiają się realne szanse na utratę szans na pomoc.
Nieprzestrzeganie prawa szkodzi
Jak wiadomo jednym z podstawowych warunków otrzymania rządowego wsparcia oferowanego w ramach kilku wersji „tarczy antykryzysowej”, było utrzymanie zatrudnienia zarówno przez okres korzystania z różnego rodzaju preferencji, jak i przez odpowiedni czas po ich zakończeniu. Poza tym przeszkodą do objęcia przepisami „tarcz” było prowadzenie wobec przedsiębiorcy postępowania restrukturyzacyjnego lub upadłościowego. Oczywiście można by dyskutować z zasadnością przyjęcia tego rodzaju rozwiązań, jednak przedsiębiorcy zainteresowani rządowym wsparciem po prostu przeliczyli na ile opłaca się korzystać z oferowanej pomocy – w perspektywie konieczności sprostania wymaganiom stawianym przez ustawodawcę. Tymczasem jednak pojawiają się zupełnie nowe, niespodziewane wymagania.
Otóż w procedowanym obecnie przez Sejm projekcie ustawy – określanym niekiedy mianem „małej tarczy antykryzysowej” – zamieszczono przepisy, w myśl których przedsiębiorca naruszający ograniczenia, nakazy i zakazy wprowadzone w związku ze zwalczaniem COVID-19 straci możliwość ubiegania się o pomoc publiczną, w tym przewidzianą w „tarczach antykryzysowych”. Jak na razie autorzy tego projektu w żaden sposób nie doprecyzowali „ciężkości” tego naruszenia, co z kolei oznacza, że nawet drobne przekroczenie wspomnianych powyżej przepisów może doprowadzić do zamknięcia prowadzącemu własny biznes dostępu do rządowego wsparcia. Biorąc zaś po uwagę ogromne niejasności, jakie powstają przy wykładni wspomnianych regulacji, wystąpienie takiego skutku wydaje się – niestety – wysoce prawdopodobne.
Będą nowe „tarcze”?
Co prawda biorąc pod uwagę wczesny etap prac legislacyjnych nad „małą tarczą antykryzysową” można się spodziewać – nawet ze strony jej autorów – daleko idących zmian w obecnym brzmieniu przepisów. Jednak, poniekąd paradoksalnie, chęć ustawodawcy do wprowadzenia tak drastycznych środków motywowania przedsiębiorców do przestrzegania norm sanitarnych, można odczytać, jako zapowiedź nowych form wsparcia. Co prawda wydaje się, że tak powszechnych programów rządowych, jak te, z którymi mieliśmy do czynienia wiosną bieżącego roku raczej nie należy oczekiwać, jednak nie ma wątpliwości, że bez kolejnej „tarczy” wiele firm po prosty nie przetrwa. Przywołani już przedstawiciele branży gastronomicznej i turystycznej są tylko jednymi z wielu przykładów.
Jak na razie władze państwowe nie przedstawiły planu wsparcia gospodarki w drugiej fali pandemii – dysponujemy więc bardziej, bądź mniej mglistymi zapowiedziami. To zaś powoduje uzasadniony niepokój wśród przedsiębiorców, którzy w wielu przypadkach naprawdę balansują już na granicy niewypłacalności, a co za tym idzie upadłości. Wydaje się, że jednak ciągle warto poczekać z podejmowaniem radykalnych decyzji odnośnie prowadzonego biznesu – chociażby z tego względu, że zachowanie konsumentów i rynków w kolejnym etapie pandemii, jak na razie jest niewiadomą. Aczkolwiek wiele wskaźników dowodzi, że będziemy mieć do czynienia z poważnym załamaniem, – co już samo w sobie daje do myślenia, żeby rozważyć możliwe scenariusze wyjścia z tej trudnej sytuacji.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }